Wyzwolenie przychodzi powoli
14-04-2022
„Where lost things go” – nowy spektakl w choreografii Aleksandry Krajewskiej – wygląda jak rozrzucone po stole zdjęcia, mamy w nim niepowiązane ściśle ze sobą sceny, w których trzy kobiety opowiadają o swoich życiowych sytuacjach.
Ta historia rozpoczyna się od obrazu swoistego uwięzienia przez zwykłe przedmioty (tancerki ciągną je na sznurkach za sobą), tkwienia w oczekiwaniu, może nawet w uzależnieniu, a później pojawia się w nich tęsknota za zmianą i próby wyzwalania się z ograniczeń. Tak więc z pewnego punktu widzenia „Where lost things go”, premierowo wystawione 1 kwietnia 2022 r. w Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, można uznać nawet za pracę feministyczną.
Krajewska to tancerka bardzo dynamiczna, dysponująca szerokim wachlarzem ruchowym, dużymi rotacjami, potrafiąca też wysoko skakać – ale w swej nowej pracy nie pokierowała zaproszonych do realizacji artystek w tę właśnie stronę. Patrycja Grzywińska, Agata Pankowska i Dominika Stróżewska tańczą raczej spokojne układy, zarówno zbiorowe, jak i solowe, jakby wszystko w tym spektaklu miało być w swym założeniu melancholijne. To jest zaskakujące, jeśli mówić mamy o prawach kobiet, z drugiej zaś strony zmiany trwałe nigdy przecież nie zachodzą nagle, to są raczej pełzające procesy, powolne przemiany psychiczne czy społeczne i to w tym kierunku świadomie chciała iść choreografka.
Od ruchu uwagi nie odciąga tutaj ani feeria świateł, ani nawet muzyka, która jedynie szemrze w tle – ale nie dla każdego będzie to zaleta, bo te decyzje sprawiają, że widzowie po prostu muszą wejść w tryb całkowitego skupienia, a kto rozproszy się choć na chwilę – temu będzie niezwykle trudno wrócić do świata stworzonego w tej pracy. Zaletą natomiast jest niezwykła plastyka obrazu: „Where lost things go” jest podzielone na poszczególne sekwencje, a każda z nich została w sposób przemyślany oświetlona innym kolorem budującym określone nastroje. Szczególnie udane są sceny z „wchodzeniem w inną skórę”, gdy Agacie Pankowskiej pod nylonową bluzkę wpychane są pluszowe maskotki tworzące na jej ciele wybrzuszenia i garb; gdy rozciągliwe kostiumy zaczynają służyć za uprzęż, z której nie sposób się wyzwolić, czy wtedy, gdy jedna bohaterka wkłada swoje ręce (a później także i głowę) w cielisty nylon innej. Te fragmenty, zatopione w błękitnym, żółtym czy czerwonym świetle, są najbardziej wyraziste, sugestywne i ekspresyjne. Momentami przypominają budzące niepokój sceny znane z tańca butoh.
Niestety finał tej malowniczej całości okazał się dosyć rozmyty, nie jest – przynajmniej w mojej opinii – jasnym czy bohaterkom udaje się przejść z sukcesem swoją drogę. Osobne opowieści bohaterek nie przecięły się na tyle, by zbiegły się w jakąś łatwo odczytywalną całość, jasny cel, jaki miała osiągnąć ta praca. Choć z drugiej strony, być może artystycznym założeniem było właśnie nie tyle podanie gotowej odpowiedzi, rozwiązania lecz pozostawienie widzów z ich własnymi pragnieniami? Nie mam co do tego pewności. Pozostaje mi więc czekać. Za nami dopiero pierwsze dwa premierowe pokazy, a struktura zbudowana przez Aleksandrę Krajewską pozwala na swobodne rozwijanie jej w przyszłości, tak więc wiele się jeszcze może wydarzyć.
Sandra Wilk, Strona Tańca
www.stronatanca.pl
„Where lost things go” Aleksandra Krajewska, choreografia: Aleksandra Krajewska, tańczą: Patrycja Grzywińska, Agata Pankowska, Dominika Stróżewska, projekt współfinansowany przez miasto stołeczne Warszawa, produkcja we współpracy z Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, premiera: 01.04.2022, pokaz: Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, 01.04.2022