Iluzja kontra prawda
20-12-2020
Gdyby najnowsza premierowa choreografia Aleksandry Bożek-Muszyńskiej „Wenus z Osieka” była płytą muzyczną pasowałoby do niej tylko określenie koncept-album, bo w tej produkcji wszystko zostało użyte „po coś”, z konkretnego powodu i ku osiągnięciu jasno zarysowanego celu.
„Wenus z Osieka” nie jest jednak typowym spektaklem konceptualnym, w jakim idea trudno się przebija, a aby go zrozumieć trzeba bez końca studiować metodę pracy i tekst artystyczny, który jest z tą pracą nierozerwalnie złączony. Wreszcie – co bardzo ważne – ten taniec nie został stworzony dla samego poszukiwania możliwości ciała, czyli dla samego tańca, on został stworzony, by poruszyć naszą wyobraźnię lub otworzyć nasze emocje i to się akurat Aleksandrze Bożek-Muszyńskiej świetnie udało.
Oglądałam tę premierę w transmisji online montowanej na żywo z pokazu w zamkniętym dla widzów Garnizonie Sztuki, bez wcześniejszego przygotowania się do niego, tj. bez znajomości tekstu kuratorskiego, a raczej – jak się później okazało – tekstu napisanego przez samą performerkę. Bez trudu odczytałam zamysł, bardzo osobisty przekaz, intymność osobistego odkrycia się, a nawet miałam dokładnie to samo skojarzenie do Wenus z Willendorfu. Ta malutka, zaledwie 11-centymetrowa figurka, wykonana z kamienia kredowego zabarwionego czerwoną ochrą znana jest jako tzw. wenus paleolityczna i pokazuje dawny kanon piękna. Uwaga jej twórcy (podejrzewa się, że stworzyła ją kobieta) skupiła się na sylwetce, a nie na twarzy – uwydatniono więc w niej naprawdę obfite kształty. To przede wszystkim masywne uda, spory brzuch, szeroka miednica i duże obwisłe piersi. Wenus z Willendorfu wygląda jak matka wielu dzieci, a gdyby myśleć o niej współcześnie to raczej pochodziłaby z obszarów wiejskich, niż w wielkiej metropolii…
W „Wenus z Osieka” Aleksandra Bożek-Muszyńska otwiera pierwszą scenę leżąc na ziemi, w połyskliwym – niczym syreni ogon – srebrnym stroju, którego nogawki spodni obciśle przylegają do ud. Uwydatnioną do granic solidną sylwetkę dodatkowo podkreślają frędzle umieszczone nie tylko po zewnętrznych stronach ud, ale także i po wewnętrznych. Będą one miały swoją rolę w tej choreografii, bo gdy artystka zacznie eksplorować ruch swojej miednicy ułożą się w określonym porządku, stworzą dodatkową iluzję i zarysują niemal nieludzkie pozy czy kształty. Kostium jest tutaj trzecim – po tancerce i jej pierwowzorze – bohaterem, a zaklęto w niego zarówno aspekt krzykliwego stylu miejskiego, jak i coś, co pasowałoby co najwyżej do wiejskiej dyskoteki.
W miarę upływu czasu choreografia staje się coraz bardziej dynamiczna, gest przeradza się w płynny ruch, taniec w podskoki, początkowy entuzjazm w zmęczenie. Wszystko to było precyzyjnie – moim zdaniem – zaplanowane i dążyło do finałowej sceny, która zaprzeczyła całemu temu starannie zbudowanemu blichtrowi i witalnemu ruchowi. Bożek-Muszyńska rozbierze się bowiem do niewyszukanego stanika, stanie w miejscu i zacznie się obracać jak pozytywka, a raczej jak cenna muzealna figurka ustawiona za szybą w muzeum…
To eksponat, z niedoskonałym wedle obecnych kanonów ciałem, który obraca się powoli, abyśmy mogli się mu przyjrzeć z każdej strony i wreszcie (sic!) dostrzec w nim prawdziwe piękno, zrozumieć, że pod najpiękniejszą nawet stylizacją, pod każdym wystudiowanym makijażem kryje się prawdziwy człowiek – niedoskonały, czujący, kochany, komuś bliski.
A teraz kilka słów od samej tancerki i performerki o tej choreografii: „Po raz kolejny w swojej pracy poruszam wątki autobiograficzne i wracam do postaci mojej babci Heleny. Tym razem analizuję ją również pod względem fizjonomii. Patrzę na nią z punktu widzenia kobiety, nie wnuczki, jak na inną kobietę – nie babcię. Poszukuję jakości ruchowych, które mi się z nią kojarzą lub są jej przeciwieństwem. Szukam siły w miękkości, ruchu przyjmowania i rozszerzania w przestrzeni oraz przestrzeni w miednicy. Moszczę się w tym ruchu tak, jak wyobrażam sobie, że ona by to robiła. Eksploruję miednicę jako źródło witalności. Ten projekt, to taka jej wirtualna „figurka”. Uwiecznienie, tej nieuwiecznionej. Kto wie, być może za 30 000 lat ktoś ją przypadkiem znajdzie i uzna za symbol piękna w XXI wieku”.
Ano właśnie, kto to wie…
Sandra Wilk, Strona Tańca
http://www.stronatanca.pl
„Wenus z Osieka” Aleksandra Bożek-Muszyńska, koncepcja, choreografia i wykonanie: Aleksandra Bożek-Muszyńska, muzyka: Józef Buchnajzer, światło: Ewa Garniec, kostium: Aleksandra Bożek-Muszyńska i LAZY Studio, make up: Anna Czyżykiewicz, produkcja: Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, partnerzy: Przestrzenie Sztuki, Centrum Kultury w Lublinie, organizator pokazu: Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, rejestracja wideo w Garnizonie Sztuki, pokaz online: 13.12.2020