Rzeczywistość choreograficzno-wirtualna – Hanna Raszewska-Kursa

02-06-2020

W moich wspomnieniach czasu pandemii jednym z istotnych wątków będzie przeniesienie się tańca z teatrów i galerii do rzeczywistości wirtualnej. Mowa nie tylko o otwarciu archiwów i wpuszczeniu do Internetu istniejących już nagrań spektakli, ale też o gwałtownym wzroście liczby prac tworzonych z myślą o sieci. Ta zmiana środowiska bytowania tańca u niektórych choreografów i choreografek wywołała entuzjazm i wyzwoliła nowe pokłady kreatywności, a dla innych była wyzwaniem podejmowanym pod przymusem – ekonomicznym, wizerunkowym, logistycznym. 

Po dziesięciotygodniowej obserwacji wirtualnej sceny tańca, myślę, że nagle zacieśniona relacja tańca z kamerą miała dwie fazy. Najpierw w sieci pojawiały się głównie sfilmowane etiudy; nagrania prac, które podobnie dobrze (lub źle) wypadłyby w realu. Owszem, zwykle nie były to rejestracje z nieruchomego statywu – używano zbliżeń i oddaleń, oko kamery podążało za ruchem, ale, jeśli chodzi o potencjał medium filmowego, to właściwie tyle. Rzadko można było dostrzec świadomą pracę z kadrowaniem czy montażem. Potem, może od połowy kwietnia, proporcja się zmieniła. Więcej osób zaczęło nakładać filtry, modyfikować obrazy, stosować zabiegi montażowe. Ujawniło to wiele różnic w możliwościach: od jakości posiadanego sprzętu, przez tempo nabywania umiejętności, po trafność zastosowania nowych środków ekspresji. 

Dwa internetowe konkursy choreograficzne Centrum Teatru i Tańca w Warszawie wpisały się w te fazy. Do pilotażowej, kwietniowej odsłony można było zgłaszać etiudy taneczne inspirowane cytatem z „Hamleta”, prawie bez innych ograniczeń. Majowa edycja konkursu odbyła się zaś pod hasłem „Interdyscyplinarność”, a regulamin dookreślał, że zgłoszenia mają obejmować współprace przynajmniej dwóch rożnych dziedzin sztuki poza tańcem, może to być muzyka, film, plastyka, wideo lub performance. To doprecyzowanie zmusiło twórców i twórczynie, by w pracy z kamerą nie ograniczać się do szukania atrakcyjnych ujęć, lecz także, aby sprzęgnąć taniec z innymi sztukami, w tym z filmem, będącym już nie tylko medium, ale i potencjalnym partnerem.

Ocena etiud zgłoszonych do majowej odsłony nie jest łatwa. Z jednej strony hasło przewodnie obliguje do uwzględnienia jakości wnoszonej przez interdyscyplinarność. Z drugiej – choć w części prac „inter-” sprowadzało się właściwie tylko do np. obecności muzyki lub zacytowania literatury, to niektóre były bardzo dobrymi etiudami jednodyscyplinarnymi, tj. tanecznymi. Spośród trzynastu zgłoszeń pięć wydaje mi się szczególnie interesujących i wartych zapamiętania.

Najlepsze wrażenie zrobiły na mnie trzy bardzo ciekawe formalnie etiudy: „Nie My” Łukasza Wójcickiego, „Papa, help me” Mateusza Adamczyka (chor., wyk., montaż), Tomasza „Mazursky” Mazura (muz.) i Klaudii Pietrzak (proj. i wyk. lalki Voodoo) oraz niezatytułowana praca Moniki Błaszczak (chor., wyk., muz.), Rhysa Votano (film), Anieli Błaszczak i Hanny Błaszczak (konsultacje artystyczne, sztuki wizualne). 

Etiuda „Nie My” powstała w formie filmu niemego, z charakterystycznymi zakłóceniami obrazu i planszami z tekstem. Współcześnie konwencję tę stosuje się głównie w celach komicznych, ale autor użył jej, by zwrócić uwagę na tragedie osób „niemych”, wykluczanych z zabierania głosu. Spokojna kolorystyka i muzyka kontrastują z dramatyczną wymową, wzmacniając ją. „Papa, help me” w pełni korzysta z montażowych możliwości ukazania transformacji bohatera, poddanego presji nakazów i zakazów. Etiuda umiejętnie teatralizuje przekaz, ukazując drogę od bezradności, przez desperację, do destrukcji. Solo Moniki Błaszczak – a właściwie duet z kostką lodu – to kontemplacja ze styku filmu i sztuk wizualnych. Nadal choreograficzna, stawia w centrum ciało. Zobiektualizowane, widoczne tylko we fragmentach, ale wyraźnie organiczne: lód topnieje pod wpływem ciepła skóry i oddechu.

Moją uwagę zwróciły też dwie skrajnie odmienne etiudy: „domowa” praca bez tytułu Aleksandry Wierzbickiej i „leśne” „Kambium” Agnieszki Sikorskiej (chor. i wyk.), Patrycji Polkowskiej (film), Alicji Devaux (film) i Marcina Grozdowa (muz.). Solo Wierzbickiej jest ascetyczne, ale bogate w delikatnie cieniowane nastroje. W  wyraźnie niedawno opuszczonym pokoju tancerka prowadzi w świetle słonecznym introwertyczny ruchowy monolog. Czuć melancholię, tęsknotę, ale i akceptację, jakby żegnała wspomnienia. Z kolei w bohaterce leśnego horroru, „Kambium”, buzuje jakiś sprzeciw. Napięta, półnaga, pełznie po mchu, gładzi trawy i drzewa, jakby chciała opuścić ludzką skórę i zintegrować się z roślinnością. Intrygująco tajemnicza, do końca nie ujawnia swojej tożsamości.

Mam nadzieję, że niebawem bezpiecznie wrócimy do oglądania tańca w realu, w żywym kontakcie z tańczącymi, we wspólnym tu i teraz. Wirtual wróci we władanie artystów i artystek video dance czy filmu tańca, specjalizujących się w tej formie sztuki. Zarazem, przy wszystkich katastrofalnych skutkach pandemii, mam nadzieję na co najmniej dwie przyszłe korzyści z tego czasu w naszej, dość bezpiecznej, części świata. Primo, nagrania spektakli będą może powstawać w lepszej jakości, z myślą nie tylko o dokumentacji, ale i o prezentacji. Secundo, może taniec poszerzy paletę środków wyrazu i częściej – i bardziej świadomie – będzie sięgać po kamerę.

Hanna Raszewska-Kursa
02.06.2020


2. Konkurs choreograficzny „W SIECI”
– odsłona majowa 2020
organizator: Centrum Teatru i Tańca w Warszawie