Wolni w tańcu. 16. Międzynarodowy Festiwal Tańca Zawirowania 2020 – podsumowanie

28-12-2020

16. Międzynarodowy Festiwal Tańca Zawirowania stał się prawdziwą agorą wymiany myśli, portalem do odległych podróży ponad ograniczeniami, wszedł bowiem w cyfrową szczelinę, która pozwoliła wyrwać się z przeszytego strachem i niepokojem pandemicznego świata, by na nowo złapać szerszy kontekst.

Jestem zachwycona dobrodziejstwem i całym bagażem walorów artystycznych i estetycznych, których dostarczyła ta trudna edycja warszawskiego festiwalu. Myślę, że wypowiadając się w swoim imieniu przestawię również pogląd niejednego widza, który zasiadał wieczorami przed monitorem, by oglądać transmisje online albo tych szczęśliwców, którzy mieli okazję uczestniczyć osobiście w pierwszych trzech festiwalowych spotkaniach. Bez wątpienia różnorodność, szeroki zakres tematyczny oraz rozmaitość form wyrazu sprawiły, że to wydarzenie stało się tak atrakcyjne. Szesnaście spektakli, międzynarodowe projekty artystyczne uczestników z dziewięciu różnych krajów, w tym tak odległych jak chociażby Nowa Zelandia, dwie polskie premiery, wiele uniesień i inspiracji.

A to wszystko przecież w reżimie sanitarnym, przy zamkniętych okresowo granicach, przy ogromnych ograniczeniach w normalnym funkcjonowaniu teatrów i imprez. Ogromne słowa uznania należą się więc nie tylko artystom, ale i organizatorom oraz wszystkim tym, którzy czuwali nad technicznymi aspektami związanymi z przygotowaniem oraz transmisją spektakli. Ten wysiłek był bardzo ważny, tworzył nową społeczność widzów (nie tylko warszawskich!), zbudował nastrój i klimat oczekiwania, walki, by się nie poddawać w tym trudnym czasie i stworzyć świadomą społeczność otwartą na zmiany i bodźce artystyczne.

Pierwsze spektakle Zawirowań, które odbyły się z udziałem widowni (oczywiście w ograniczonej liczebności) to „Hyperspace” Jamesa Batchelora, „Odyseja” Tomasza Ciesielskiego oraz „Kudoku” Daniele Ninarello. Odbywały się one w zaskakująco różnych lokalizacjach – w sali bankowej, na dworcu i teatrze – poruszały odmienne zagadnienia badając kwestie społeczne i jednostkowe, operowały rozmaitymi środkami wyrazu artystycznego od improwizacji, po choreografię, w której każdy detal – jak chociażby wjazd pociągu na peron – odgrywał istotną rolę. Po tak udanym starcie na początku października, wraz z końcem miesiąca festiwal został zmuszony do przeniesienia się w przestrzeń wirtualną. Wiązało się to z ogromem nowych wyzwań, pojawiały się problemy techniczne, jednakże wytrwałość organizatorów zaowocowała w dwójnasób. I jestem pewna, że nawet bardzo tradycyjnie nastawieni odbiorcy (w tym ja) przełamali swoje przyzwyczajenia.

Część wirtualną festiwalu zainaugurował na początku listopada spektakl „Łuczniczki” Agnieszki Kryst – to ciekawe spojrzenie na odbiór architektury, sztuki oraz historii w nich zaklętych poprzez rozważania nad dwoma charakterystycznymi bydgoskimi rzeźbami. Tego samego wieczoru przedstawiono niezwykle ciekawą kreację Lukasa Karvelisa pt. „Blank Spots” poruszającą temat tożsamości jednostki oraz zbiorowości, rozdarcia oraz próby dostrojenia sprzecznych niekiedy wartości. Spektakl Karvelisa to dynamiczna i nostalgiczna podróż poprzez szerokie kręgi indywidualizmu i etnicznej przynależności.

Kolejny festiwalowy wieczór również zaprezentował obfitość w różnorodności. Przedstawiono podczas niego trzy spektakle laureatów hiszpańskiego konkursu choreograficznego Masdanza: „Out of the blue” Danielle Huyghe i Alexandry Verschuuren, „Crisalide” Giovanni’ego Insaudo i „The Home of Camila” Giorgii Gasparetto. Każda spośród tych etiud zbudowała zupełnie inną atmosferę. A w mojej subiektywnej ocenie „Out of the blue” było spektaklem niesłychanie innowatorskim – przedstawiona w nim koncepcja śnienia wplecionego w fazę REM nie jest przecież typowym tematem na spektakl, szczególnie taki z niesamowitą dynamiką ruchów, nieoczywistymi zwrotami i zaskakującą ścieżką dźwiękową. Te elementy wraz z choreografią sprawiły, że intensywność doznań pochłonęła mnie całościowo, pomimo bycia po drugiej stronie monitora.

Spektakli wartych odnotowania jest w tej pandemicznej odsłonie imprezy naprawdę wiele, odróżniały się od siebie albo ciekawą koncepcją artystyczną, wykonaniem, tematem, albo… wszystkim naraz. Chciałabym jednak zwrócić szczególną uwagę na te, które wyjątkowo mnie poruszyły i zapadły w pamięć.

To na przykład „Anima-Animus” Elwiry Piorun, czyli rozważania o przeciwieństwach, które się przenikają i uzupełniają. Tak, jak dusza i duch w koncepcji Junga, tak jak pierwiastek męski w kobiecie i kobiecy w mężczyźnie. Niesamowita harmonia i płynność ruchów, przenoszące wręcz w inny wymiar dawały tutaj niesamowite poczucie ładu i piękna, tak kontrastowe w stosunku do otaczającej nas chaotycznej rzeczywistości. Pokazywana wraz z tą choreografią praca „All Journeys” Karoliny Kroczak to kolejny inspirujący głos artystów, pochylających się nad ambiwalencją i wielowątkowością nas samych, nad zderzeniami i spotkaniami naszej świadomości i nieświadomości – przedstawiony w barwnej kreacji artystycznej o zmiennej dynamice. „All Jounreys” dostarczył całego wachlarza emocji od euforii po niepokój, pozwalając zanurzyć się nawet w głęboko skrywanych zakamarkach naszego jestestwa.

No i przyszedł czas na mojego festiwalowego faworyta, czyli spektakl „Mana Ōrite” – osobistą, porywającą choreografię Isabelle Nelson przybliżającą nowozelandzkie dziedzictwo kulturowe, ściśle odnoszące się również do nierozerwalnych więzi z naturą. Autentyczne i żywiołowe wykonanie artystki łączy poetycką opowieść z ekspresyjnym tańcem Haka. Spektakl „Mana Ōrite” to niesamowite widowisko artystyczne posiadające rozbudowaną i niezwykle atrakcyjną choreografię. Oglądając ten spektakl zapomniałam o całym otaczającym mnie świecie i udałam się w metafizyczną podróż wraz z Isabelle Nelson w jej rodzinne strony. (Tego samego wieczoru prezentowany był również spektakl „Pure” Evy Klimackowej interesująca konceptualna propozycja wykorzystująca formę oraz gibkość ludzkiego ciała do zaprezentowania refleksji na temat architektonicznej sztuki secesyjnej).

Kolejną propozycją wystawianą cyfrowo na Zawirowaniach było „Gonewords” – historia stworzona i wykonana przez duet Paoli Ghidini i Klevisa Elmazaja. Piękna, romantyczna, być może nawet lekko melodramatyczna, opowieść o miłości, która musi mierzyć się z przeciwnościami losu. Wykonanie było naprawdę dobre. A wyszukane figury oraz łączenie stylów tanecznych sprawiły, że spektakl był widowiskowy.

Na ostatnie, finałowe przestawienie festiwalu Zawirowania wybrano fenomenalnę premierę „Tańcząc Boską Komedię” Elwiry Piorun. Spektakl swobodnie inspirowany dziełem Dantego metaforycznie zabrał nas w podróż przez zaświaty, by pozwolić nam spojrzeć na nowo na naszą współczesność.

Ta porywająca kreacja artystyczna naprawdę zachwyca kunsztem artystycznym, mnogością interpretacji, bodźców oraz doznań estetycznych. Uważam, że wybór tego spektaklu na zwieńczenie całego festiwalu jest również jego najlepszym podsumowaniem.

Wielopłaszczyznowość, wychodzenie poza ramy, zachwyt i piękno – tego wszystkiego dostarczały nam liczne spektakle, które mogliśmy oglądać na 16. Międzynarodowym Festiwalu Teatru Tańca Zawirowania 2020. Dzięki temu mimo pandemicznej duchoty mogliśmy czuć się wyzwoleni, a taniec rozpostarł szeroko ramiona i pokazał, że można inaczej, że mimo izolacji jest wciąż przestrzeń do ekspresji artystycznej, do inspiracji, do dialogu. Dziękuję za ten czas. I do zobaczenia za rok.

Kinga Budakowska (Brygada Tańca)

Recenzja napisana w ramach projektu Brygada Tańca, organizowanego przez Centrum Teatru i Tańca z partnerstwem Strony Tańca.

16. Międzynarodowy Festiwal Tańca Zawirowania 2020, pokazy otwarte dla publiczności: Polskie Wydawnictwo Muzyczne, dworzec Warszawa Wschodnia, Centrum Sztuki Współczesnej – Zamek Ujazdowski, pokazy zamknięte dla publiczności: STUDIO teatrgaleria, Garnizon Sztuki, 3.10–12.12.2020


WSZYSTKIE RECENZJE BRYGADY TAŃCA ZNAJDZIESZ POD TYM LINKIEM: http://stronatanca.pl/brygada-tanca/